Выбрать главу

Najbardziej ucieszyła się oczywiście Sally, absolwentka archeologii, która od dawna marzyła o obejrzeniu Doliny Królów. Do obojga młodych chętnie przyłączył się ojciec Tomka, Andrzej Wilmowski, zmęczony ryzykiem związanym ze sposobem, w jaki od wielu już lat zarabiał na życie. Od czasu ucieczki z Polski, z okupowanej przez Rosjan Warszawy, wśród napięcia kolejnych, następujących jedna po drugiej łowieckich wypraw do najbardziej egzotycznych krajów, czuł się jakby wciąż przed czymś uciekał. Zapragnął zatrzymać się w jakimś miejscu wreszcie z własnego wyboru. Mógł to być Egipt. Pociągał go ten kraj, a zwłaszcza jego suchy klimat, o którym mówiono, że może podleczyć coraz bardziej dokuczający mu reumatyzm. Takiego też użył w rozmowie z dziećmi i przyjaciółmi argumentu.

Tadeusza Nowickiego, niegdyś bosmana, a obecnie kapitana

1 od czasu pobytu w Alwarze szczęśliwego właściciela pięknego jachtu – daru tak często przez wszystkich wspominanej maharani – do niczego co choć trochę pachniało przygodą nie trzeba było zachęcać dwa razy. Od dawna zresztą przywykł traktować Tomka i Sally jak młodsze rodzeństwo i nie rozstawać się z nimi, jeżeli nie okazywało się to konieczne. Do projektu Tomka zapalił się od razu: z Anglii do Egiptu mogli przecież popłynąć jachtem, z którego był tak bardzo dumny.

Na wakacje akurat teraz nie mogli sobie pozwolić Karscy. Stała praca w kompani kauczukowej,,Nixon-Rio Putumayo” była dla Zbyszka Karskiego, kuzyna Tomka, zbyt ważna. Zapewniała, jemu i jego żonie Nataszy, po trudnych latach byt na najbliższą przyszłość. Wilmowscy rozumieli to aż za dobrze.

Z odrobiną żalu, ale trzeba się też było pogodzić z wiadomością, że nie będzie im towarzyszył Smuga. Podobnie jak Zbyszka zatrzymywały go w Manaus nowe, ważne obowiązki. Od czasu ostatniej wyprawy stał się przecież współwłaścicielem “Nixon-Rio Putumayo”.

Racja w wypadku Karskich tak oczywista mniej trafiała do przekonania, kiedy chodziło o Smugę. Ale ten, skwitowawszy rzecz krótko, że nie traci wiele, bowiem “zdążył już być także i w Egipcie”, swoim zwyczajem milczał i pykał fajeczkę.

Nie pierwszy już raz rozdzielały ich w ten sposób życiowe okoliczności. Zawsze się jednak gdzieś w końcu spotykali i zawsze z tą samą radością. Dlatego i Wilmowscy, i Nowicki wyruszali do Londynu pełni otuchy, w pogodnym nastroju.

W Londynie za to zaczęły się piętrzyć poważne i drobne trudności, a dalsza podróż irytująco odwlekać. Najpierw pies Dingo, wierny towarzysz łowieckich wypraw, musiał zostać poddany dłuższemu leczeniu w klinice dla zwierząt. Ropień na lewej łapie, pamiątka z Brazylii, jątrzył się i nie goił. Wynikł także poważny kłopot z jachtem Nowickiego, wypożyczonym na czas pobytu w Ameryce Południowej znajomemu Hagenbecka [18] i zabranym w rejs po Morzu Śródziemnym. Okazało się teraz, że podczas sztormu jacht uległ uszkodzeniu, a naprawa będzie kosztowna i długotrwała. Znajomy Hagenbecka, poczuwając się do odpowiedzialności, zaproponował, że go kupi. W tej sytuacji Nowicki propozycję przyjął.

– Własny jacht tak pasuje do marynarza z warszawskiego Powiśla jak kwiatek do kożucha – rzucił niefrasobliwie, starannie ukrywając przed przyjaciółmi żal i rozgoryczenie. Zaraz też kupił bilety na rejs do Aleksandrii statkiem pasażerskim.

Na kilka zaledwie dni przed wypłynięciem z londyńskiego portu nieoczekiwanie nadeszła depesza z Manaus. Jan Smuga powiadamiał w niej o nowych okolicznościach, które skłoniły go do podróży do Egiptu i prosił o pomoc. Proponował, żeby Wilmowscy wraz z Nowickim czekali na niego w Kairze, gdzie już wynajął dla nich wygodne, prywatne mieszkanie.

Podczas podróży statkiem zaintrygowani przyjaciele gubili się w domysłach, co też mogło nakłonić Smugę do nagłej zmiany planów. Nowina wprawiła jednak Tomka i Nowickiego w doskonały nastrój. Teraz, kiedy otrząsnęli się już ze zmęczenia, obydwu w skrytości ducha trapiła obawa, że czysto turystyczny pobyt w Egipcie okaże się za spokojny i monotonny. Perspektywa przyjazdu Smugi rozwiewała oczywiście widmo nudy.

Znali Jana Smugę tak dobrze, tyle wspólnie przeżyli i wciąż się czegoś nowego o nim dowiadywali w każdej kolejnej wyprawie. Podczas jednej odkryli, że poznał tajemnicę murzyńskich tam-tamów w czasach, gdy pomagał plemieniu Wattusi w walce z niemieckimi wojskami kolonialnymi na południowym wybrzeżu Jeziora Wiktorii. W innej wyszły na jaw jego kontakty z wybitnymi podróżnikami-badaczami oraz ryzykowne wyprawy z pandytami [19] penetrującymi kraje Azji Środkowej. W czasie ostatniej przekonali się, że jest zaprzyjaźniony z wodzami niektórych indiańskich plemion stawiających opór białym najeźdźcom. Ile jeszcze w kolejach jego losu kryło się niespodzianek? Czy któraś z nich może wiązać się z Egiptem?

Nieoczekiwana zmiana planów i zapowiedź, że liczy na pomoc przyjaciół, mogły oznaczać tylko jedno: zanosiło się na coś niezwykłego. Tylko tego można było być pewnym. Nie na próżno przecież ojciec Tomka, który najdłużej znał Smugę, mawiał, że za Smugą jak cień snują się niezwykłe wydarzenia.

Od przeszło trzech tygodni odpoczywali i cierpliwie zwiedzali Kair. Któregoś ranka nadeszła wreszcie wiadomość, że statek, którym Smuga wypłynął z Anglii lada dzień zawinie do portu w Aleksandrii. Andrzej Wilmowski wyruszył do Aleksandrii, aby przyspieszyć intrygujące spotkanie. Trochę znudzeni już Kairem młodzi Wilmowscy, aby skrócić czas oczekiwania, wymyślili pod jego nieobecność nocną wycieczkę do Gizy “pod opieką” Nowickiego. Ani się spodziewali, ilu ten pomysł dostarczy im atrakcji.

*

Świtało, gdy dorożką wracali do domu.

– “Kto nie widział Kairu, niczego nie widział” – westchnęła Sally.

– Co mówisz, sikorko? – z roztargnieniem zapytał Nowicki.

– Powtarzani stare arabskie przysłowie – odpowiedziała Sally. – Czy wiecie, że nazwa “Kair” oznacza “Miasto Zwycięstwa”?

вернуться

[18] Karl Hagenbeck (1844-1913) – niemiecki treser i twórca menażerii cyrkowych, założyciel przedsiębiorstwa handlu zwierzętami egzotycznymi. W 1907 r. ufundował w Stellingu koło Hamburga ogród zoologiczny, w którym wprowadził nowoczesne metody aklimatyzacji, hodowli i tresury zwierząt (zamiast klatek np. zastosował głębokie jamy i ogrodzenie).

вернуться

[19] Pandit – człowiek uczony; tytuł nadawany hinduskim uczonym. Często mianem tym określano Hindusów specjalnie przez Anglików wyszkolonych i przygotowanych do prowadzenia penetracyjnych wypraw geograficznych na terenie tych krajów Azji, do których cudzoziemcy nie mieli wstępu.