– A to dopiero – westchnął Nowicki, wyjmując z kieszeni portfel zamiast rewolweru.
– Lepiej nie dawać im pieniędzy, bo i po co? – poradził Gordon.
– Zadowolą się papierosami, żywnością… Najchętniej zresztą wezmą proch lub śrut.
Rzeczywiście, jeźdźcy czekali na stacji. Ustawili się karnie w szeregu, krótko trzymając parskające, parujące konie. Nie był to bynajmniej koniec popisu. Przed szereg wyjechał ów pierwszy. Na końcu peronu ustawiono tarczę wielkości dobrze zbudowanego człowieka. Sza’ikijczyk wolno posuwał się wzdłuż pociągu. Koń szedł to prosto, to bokiem, wolniej, szybciej… Stawał w miejscu, zawracał, tańczył… Jego pan kierował nim głosem i lekkimi ruchami nóg, choć w każdym ze strzemion tkwił tylko jeden, duży palec. Pasażerowie patrzyli urzeczeni. Wreszcie jeździec dojechał do końca peronu i nagle zawrócił galopem. W jego ręku ni stąd ni zowąd pojawiło się cztery czy pięć lanc. Rzucone niemal jednocześnie, a jednak kolejno, wszystkie utkwiły w tarczy. Rozległy się gromkie brawa. Jeździec przejechał jeszcze raz wzdłuż wagonów, jakby dziękując za uznanie. Dwu innych zsiadło z koni i zbierało podarunki.
– Sza’ikijczycy uchodzą za rabusiów i łupieżców. Są narodem wojowników, gardzących rolnictwem i handlem – opowiadał Blake, gdy wrócili do pociągu. – W czasie wojny z Mahdim stanęli po stronie Brytyjczyków, stąd znam niektórych z nich, zwłaszcza tych starszych. Są honorowi i bardzo gościnni. Zdarzyło mi się raz, kiedy zapuściłem się samotnie w pustynię, że napadli mnie i doszczętnie obrabowali. Gdy dojechałem do pobliskiej wioski, gdzie miałem znajomych, niemal natychmiast zwrócono mi moją własność. Gość i przyjaciel są dla nich osobami świętymi, nietykalnymi.
– Czy zauważyli panowie regularne blizny na twarzy najśmielszego z jeźdźców? – spytał Gordon.
– Oczywiście! Czy one coś oznaczają?
– U niektórych plemion z pustyni górnego Egiptu i południowego Sudanu zaznacza się w ten sposób przynależność do znakomitego rodu – wyjaśnił Blake.
Pociąg jechał teraz niemal wzdłuż Nilu. Krajobraz wyraźnie się zmienił. W okolicy Barberu, gdzie do Nilu wpada Atbara [155] wśród grup palm daktylowych pojawiały się coraz częściej sykomory i akacje. Wjeżdżali w sahel [156], teren przejściowy między pustynią a sawanną. Powierzchnia porośnięta była zielonymi przy brzegu, a dalej żółtymi, niskimi trawami oraz kolczastymi krzewami, splątanymi ze ścielącą się po ziemi byliną, która rozkwitała właśnie dużymi różowoczerwonymi kwiatami. Ten widok towarzyszył im już do samego Chartumu.
Rozmawiali teraz coraz częściej o trudzie życia mieszkających tu ludzi.
– Wszystko rozumiem – podsumował jedną z dyskusji Nowicki. – Ale jak oni radzą sobie z taką małą ilością wody… Ani się napić do syta, ani umyć, ani uprać…
– Radzą sobie doskonale – odparł Blake. – Jeśli wyjrzy pan przez okno, to między akacjami dostarczającymi arabskiej gumy [157], zauważy pan krzew, uzbrojony w kolce o skórzastych liściach i jadalnych, podobnych do daktyli, owocach. Otóż nasion tej rośliny używa się tu do prania zamiast mydła.
– Niedaleko stąd, w Kordofanie, spotyka się tak zwane wodne melony, których sok doskonale gasi pragnienie i służy za przyprawę do potraw. Soczyste łupiny owoców nadają się na pokarm dla kóz i wielbłądów – dodał Gordon.
– Popatrzcie – przerwał im nagle Smuga. – Gazele! [158]
Spojrzeli przez okno. Przestraszone przez pociąg, umykały najpierw równolegle do niego, a potem uskoczyły w bok.
– To dorkas – dodał Gordon. – Bardzo wytrzymałe na upał. W porze chłodnej wytrwają bez wody aż dwanaście dni, w gorącej cztery. Jeszcze bardziej wytrzymałe są oryksy. Gdy jest trochę zieleni, z powodzeniem mogą nie pić przez miesiąc.
– Są zatem bardziej wytrzymałe od wielbłąda! – powiedział Wilmowski. Nowicki zaś zwrócił się wprost do Gordona:
– Doskonale orientuje się pan w faunie sahelu – ni to stwierdził, ni zapytał.
– Owszem! – odparł Gordon. – Kiedyś dużo polowałem. Można tu oprócz antylop dorkas i oryks, spotkać jeszcze także odporne na niedostatek wody addaksy oraz całą masę gryzoni, zajęcy, susłów, myszy, chomików.
Poznawanie przyrody i zwierząt różnych krajów było nie tylko pracą grupki podróżników, ale także ich wielką przyjemnością. Dostrzegli, że także pod tym względem znaleźli w osobie Gordona prawdziwie bratnią duszę. Pomyśleli, jak bardzo Tomek ucieszyłby się takim zbiegiem okoliczności. Po tej rozmowie zamilkli nagle, bo dotknęła znowu rany zbyt świeżej, by zdążyła się zabliźnić. Obaj oficerowie angielscy zdawali się nie zwracać na to uwagi. Gordon jednak przy pierwszej okazji, kiedy opuścili przedział, zapytał Nowickiego:
– Przepraszam za niedyskrecję, ale… jakoś tak nagle wszyscy panowie posmutnieli. A młoda pani Wilmowska sprawia wrażenie jakby przeżywała coś bardzo dramatycznego?
– Cóż, chyba nie da się tego ukryć. Niedawno wszyscy straciliśmy przyjaciela. Pan Wilmowski zaś syna, a Sally męża – z prostotą odpowiedział Nowicki.
– Mój Boże – szepnął Gordon. – Jeszcze raz przepraszam.
– Nie ma w tym żadnej tajemnicy, chociaż przyznaję, że niełatwo o tym mówić.
– Czyżby to był wypadek?
– Nie ma czego ukrywać – zdecydowanie powtórzył Nowicki i kiedy wkrótce dołączył do nich Blake, opowiedział wszystko obu oficerom.
– Wstrząsająca historia – Blake był wyraźnie poruszony.
– Ścigacie zbrodniarza, który może ukrywać się gdzieś w pobliżu Jeziora Alberta? – Gordon chciał znać konkrety.
– Tam prowadzi trop – odrzekł krótko Nowicki.
– W Chartumie spróbujemy się czegoś dowiedzieć, pomóc. Stanowcza obietnica Gordona zakończyła tę trudną rozmowę.
*
U zbiegu Nilu Błękitnego z Białym Egipcjanie założyli w 1823 roku miasto Chartum. Zrujnowane przez derwiszów Mahdiego, odbudował w 1899 roku, a w następnych latach rozbudował, Kitchner. Długie, poprzecinane licznymi przecznicami, pochyłe ulice noszą przeważnie angielskie nazwy, ale spotyka się też tabliczki z nazwami arabskimi, greckimi, a często we wszystkich trzech językach jednocześnie. Na zachodnim brzegu Nilu, niczym przeciwwaga dla europejskiego w swym charakterze Chartumu, leży arabski Omdurman.
Grupa Polaków na krótko zatrzymała się w Chartumie, głównie ze względu na ekwipunek niezbędny do wyruszenia w głąb kraju. Szczupły zasób finansowych środków i tak już nadszarpnięty przez pobyt w Egipcie sprawił, że propozycja zakwaterowania, bardzo zresztą skromnego, w angielskich koszarach, została z wdzięcznością przyjęta. W dwa dni po przyjeździe, do skromnego pokoju, gdzie kwaterowali nasi przyjaciele, wpadł jak burza Gordon.
[155] Atba:a – pierwszy dopływ Nilu (prawy), jeśli patrzeć od Morza Śródziemnego, a ostatni – od źródeł.
[156] Sahel – z arabska: skraj, brzeg.
[157]
[158] Gazele – nazwa nadawana grupie gatunków z rodziny krętorogich, należących do antylop. Gazele różnią się od nich niewielkimi rozmiarami i budową ciała. Przystosowane są do szybkiego biegu. Addaks lub adaks