Выбрать главу

– A jak myślisz? – odparła Agoa.

– Ja myślę, że o lamparcie – rzekł z namysłem.

– A ja, że o lwie – powiedział drugi. I oczywiście zaczęli się kłócić.

– Uspokójcie się! – zawołała Agoa. – Uspokójcie się, moje lamparty i lwiątka, bo pójdę sobie jak pani zebra!

– Nie!!! – wrzasnęły maluchy.

Kisumu niechętnie oderwał uwagę od sielankowej rodzinnej scenki. Piętrzyły się przed nim jednak poważniejsze problemy. Od czasu gdy przestał być w pełni sprawny, zaostrzyła się zadawniona niechęć między nim a zazdrosnym o swe wpływy czarownikiem. Kisumu interesowały bowiem nauki chrześcijańskich misjonarzy [167], którzy przed kilku laty pojawili się w okolicy.

Tego ranka bęben nie milkł ani na chwilę i Kisumu wiedział, że wkrótce przyjdzie mu odeprzeć atak ośmielonego jego słabością czarownika. Nie czekał długo. Czarownik pojawił się przed jego obliczem.

– Rozmawiałem z duchami – powiedział po ceremonialnym powitaniu.

– Słyszałem – krótko odparł Kisumu.

– Lud dotknęło nieszczęście. Złe moce panują…

– Ktoś rzucił urok – przerwał mu Kisumu.

Czarownik, przygotowany na opór, poczuł się zaskoczony. Wódz, zdawał się wprost proponować rozwiązanie, do którego on zmierzał okrężną drogą.

– Tak – rzekł, udając zamyślenie. – Lew grasuje. Bydło zdycha na śpiączkę…

Kisumu przytaknął. Chodziło przecież o nieszczęście, które tu, nad Jeziorem Alberta, w górzystym klimacie, nie powinno się zdarzyć. Wódz nie pamiętał, by kiedykolwiek choroba ta dotknęła wioskę. Co dziwniejsze śpiączka ominęła jego bydło. Nie ulegało wątpliwości, że wdały się w to złe moce. Ale jakie i jakich wymagają ofiar? Wyglądało na to, że czarownik wie, przeciw komu skierować działanie.

•- Dużo nieszczęść – powiedział. – Dużo, dużo… Bydło pada. Lew grasuje. Ludzie mogą chorować… Dużo, dużo nieszczęść – cmokał i kiwał głową. – Duchy, złe duchy…

Zapadło milczenie. Palili fajki, popijając bananowe piwo i obserwując się wzajemnie.

W końcu czarownik podjął decyzję:

– To rigilah-sukuo [168]

Kisumu poczuł zimny dreszcz strachu. Czarownik wskazał złego ducha, który sadowił się zazwyczaj w stopach człowieka. Jeden ze starszych synów Kisumu, dwunastoletni Awtoni, urodził się ze zdeformowaną prawą stopą. Czarownik odczynił wtedy urok i powiedział, że uśpił złego ducha, ale ten może się obudzić, gdy chłopiec będzie wchodził w wiek dojrzewania.

– Mówisz, że duch się obudził!? – Kisumu podniósł się z miejsca. Górował teraz nad czarownikiem.

– Tak. Obudził się! Obudził! – czarownik czuł swą przewagę. Ludzie w wiosce byli po jego stronie.

Kisumu usiadł. Spadło tyle nieszczęść… Kisumu znał naukę chrześcijan, pozwolił ochrzcić syna, ale przekonanie, że czarownik rozmawia z duchami tkwiło w nim równie niezachwianie jak całe dziedzictwo przodków.

– Naznaczył go! Naznaczył od dziecka – syczał czarownik. Wybrał go dla siebie. Usadowił się w stopie. Siedzi tam!!!

Kisumu nie mógł od niego^oderwać oczu.

– Chciał mnie zniszczyć. Wysłał lwa, by mnie zabił… Wysłał lwa – szepnął bezwiednie i sam już nie wiedział czy mówi o synu, czy o złym duchu.

– Wreszcie zrozumiałeś wodzu. Niech cię strzeże twój fetysz spokojnie już powiedział czarownik i podniósł się ciężko.

Kisumu odprowadził go, potem zaś usiadł i zaczął uważnie przyglądać się Awtoniem», a im uważniej to czynił, tym wyraźniej w oczach syna dostrzegał drapieżne, zapamiętane z oczu lwa, błyski.

Agoa snuła tymczasem kolejną opowieść.

– Pewnego dnia boa dusiciel okręcił się wokół liany, by się pobujać jak zwykli mali chłopcy. Akurat przechodził tamtędy słoń. Kiedy zobaczył, że wąż jest bezbronny, związany przez siebie samego, roześmiał się zadowolony. Był wreszcie panem życia i śmierci zręcznego pełzacza.

“Miej nade mną litość, słoniu! Zmiłuj się!” – błagał wąż.

“A co mi z tego przyjdzie?” – słoń podniósł trąbę i zaczął kołysać lianą.

“Przyrzekam, że ile razy mnie wezwiesz, zawsze przybędę ci na ratunek”.

Słoń zastanawiał się. W jego wielkiej głowie pojawiła się myśl, że dobrze byłoby mieć takiego mocnego sprzymierzeńca.

“Zmiłuj się, słoniu!” – prosił dalej boa. “Mam tyle małych dzieci… Byłby to wielki wstyd dla ciebie, gdybyś pozbawił je ojca”.

“Ma racje” – znowu pomyślał słoń. Ale głośno powiedział:

“Czy ty miałeś litość dla tych dzieci, które dusiłeś w skrętach swego wielkiego cielska? Nawet nie dałeś sposobności, by o nią poprosiły. Dusiłeś i tyle… Brrr…” – wstrząsnął i zakołysał lianą. Boa pofrunął aż pod szczyty drzew.

“Nie zasługuje na miłosierdzie ten, kto sam go nie ma. Ale dam ci szansę… Jeśli potrafisz odwinąć się i spaść na ziemię szybciej niż ja zdołam podnieść i opuścić trąbę, by cię zmiażdżyć, odzyskasz wolność”.

Wężowi tylko o to chodziło. Rozmawiał ze słoniem, nie dlatego, że liczył na litość. Szukał sposobu na wyplątanie się z pułapki. Zanim słoń zaczął opuszczać trąbę, błyskawicznie zsunął się na ziemię i owinął wokół nogi słonia.

“Cha! Cha! Cha!” – zaśmiał się boa. “Teraz ty, panie słoniu, jesteś zdany na moją łaskę. A ja nie mam w sercu litości. Umrzesz!”

I wąż zaczął kąsać słonia w gruby brzuch. Słoń zniósł to z wielkim spokojem, bo na brzuchu ma bardzo twardą skórę. Spokojnie podniósł nogę i przydeptał kark węża. Ten jęknął z bólu, puścił słonia i znów zaczął błagać o litość. Ale słoń zmiażdżył mu łeb.

“Nie ma litości dla tego, kto nie zna litości” – rzekł i trąbą rzucił ciało węża wysoko na drzewa, gdzie zaczęły z niego szydzić złośliwe małpy.

Agoa skończyła opowieść, a dzieci natychmiast zaczęły prosić o następne bajki.

– Opowiedz o wyścigach węża z lampartem.

– Nie! O małpach i myśliwym.

– O tym, jak gazela oszukała lamparta.

Kisumu z żalem przerwał tę scenę. Skinął na żonę, aby za nim wyszła i surowo popatrzył przy tym na Awtoniego. Gdy Agoa podbiegła do niego, pochylił się ku niej i powiedział:

– Rigilah-sukuo.

Agoa z trudem stłumiła okrzyk przerażenia, przyciskając dłonie do warg. Potem przeniosła wzrok na bawiącego się z dziećmi Awtoniego. Chłopiec był wesoły, a jego kalectwo prawie niedostrzegalne.

вернуться

[167] Misjonarze pojawili się w tej części Afryki pod koniec pierwszej połowy XIX wieku. W Ugandzie znaleźli się najpierw anglikanie, wezwani przez Stanley’a w 1877 r., a w dwa lata później przybyli tam Ojcowie Biali (rzymscy katolicy). Wszyscy oni zostali wypędzeni w 1882 r., gdy król Mtesa, a po nim Mwanga przyjęli islam. Zakończyło się to prześladowaniami, w wyniku których dwudziestu dwóch młodych chrześcijan z Karolem Lwangą na czele, poniosło śmierć, w okresie od 26 maja 1886 r. do 27 stycznia 1887 r. Najmłodszy z nich, Kizito, miał 14 lat. Kościół rzymskokatolicki czci ich jako świętych.

вернуться

[168] Według wierzeń fetyszyzmu, złe duchy nosiły imiona i osadzały się w różnych częściach ciała człowieka, m.in. w jego stopach. Fetysz (z fr. – fetiche, z port. feitico – czary) – w religiach pierwotnych przedmiot obdarzony magiczną siłą, lub uważany za wcielenie bóstwa.