Выбрать главу

Charlaine Harris

U martwych w Dallas

Sookie Stackhouse 2

Living Dead In Dallas

Tłumaczenie i korekta: Puszczyki Orliki

Słowo od tłumaczek

Zawsze wypada zaczynać od podziękowań, bo to taki sympatyczny akcent. Zatem chcemy podziękować wszystkim dobrym ludziom, którzy pomagali (to znaczy nie przeszkadzali) nam podczas pracy nad tekstem. O ile praca to nie za duże słowo na to, co zrobiłyśmy. (Bo trzeba Ci wiedzieć, że ludzie mają najdziwniejsze sposoby zabijania czasu, a my właśnie jeden z takich niekonwencjonalnych sposobów testowałyśmy.)

Dziękujemy też twórcom Wikipedii i Google, które wielokrotnie nas ratowały. Bez nich niczego byśmy nie wiedziały, a teraz nie tylko umiemy obsługiwać metalowe patelnie, ale także znamy wiele szczegółów geograficznych Luizjany. A całą międzystanową I-20 zjeździłyśmy wzdłuż i wszerz!

Chcemy też podziękować Tobie, drogi czytelniku, za to, że byłeś uprzejmy zdobyć ten plik i najwyraźniej masz zamiar go przeczytać. Doceniamy to, naprawdę.

Pragniemy także dodać, że nasz polonistyczny honor nakazał nam sprawdzić cały tekst dwukrotnie, jednakże jesteśmy wręcz przekonane, że jakieś błędy nam umknęły. I są tam, czają się. Niemal czujemy ich oddech na plecach. Dlatego będziemy wdzięczne, jeśli ktoś z czytających jakieś wyłapie i poinformuje nas o nich. Równie wdzięczne będziemy za jakikolwiek inny odzew – sugestie, porady itp. Nasz maiclass="underline" puszczyki.orliki@gmail.com

Życzymy udanej lektury.

Puszczyk 1 i Pószczyk 2

Ta książka jest dedykowana wszystkim ludziom,

którzy powiedzieli, że podobało im się „Dead until dark”.

Dzięki za dodanie mi odwagi.

Moje podziękowania wędrują do Patsy Asher z Remember the Alibi w San Antonio, w Teksasie; Chloe Green z Dallas; i pomocnych cyberprzyjaciół, których poznałam dzięki stronie DorothyL, którzy szybko odpowiadali na wszystkie moje pytania, wykazując przy tym wiele entuzjazmu. Mam najlepszą pracę na świecie.

Rozdział 1

Andy Bellefleur był pijany jak bela, a to nie było normalne – uwierzcie, znam wszystkich pijaków z Bon Temps, poznałam ich w ciągu kilku lat pracy w barze Sama Merlotte’a. Ale Andy Bellefleur, detektyw pracujący na niewielkim, miejscowym posterunku policji, nigdy do tej pory nie upił się w barze. Byłam naprawdę ciekawa, czemu dzisiejszy wieczór był wyjątkiem.

Andy i ja się nie przyjaźnimy, więc zapytanie go o to wprost raczej odpadało. Mogłam jednak dowiedzieć się tego w inny sposób. I chociaż staram się nie wykorzystywać mojego inwalidztwa czy też daru, jakkolwiek to nazwać, by odkryć rzeczy, które mogłyby mieć jakiś związek ze mną – czasami czysta ciekawość zwycięża.

Opuściłam barierę, za którą chroniłam swój umysł, i wczytałam się w myśli Andy’ego. Były bardzo smutne.

Rano Andy musiał aresztować porywacza, który zabrał swoją dziesięcioletnią sąsiadkę do lasu i zgwałcił. Mężczyzna trafił do aresztu, a dziewczynka przebywała w szpitalu, ale nie było sposobu, żeby naprawić krzywdę, jaka została jej wyrządzona. Poczułam się przygnębiona. Przestępstwa takie jak to zawsze przypominały mi o mojej własnej przeszłości. Ta depresja Andy’ego sprawiła, że poczułam do niego jakiś przypływ sympatii.

– Daj mi swoje kluczyki, Andy – powiedziałam.

Jego szeroka twarz zwróciła się w moją stronę; nie malowało się na niej wiele zrozumienia. Po dość długiej przerwie, w czasie której moje słowa docierały do jego przyćmionego umysłu, Andy sięgnął do kieszeni bojówek i podał mi ciężki breloczek.

Przyniosłam mu kolejnego bourbona z colą.

– Ja stawiam – powiedziałam i podeszłam do telefonu przy końcu baru, żeby zadzwonić do siostry Andy’ego, Portii.

Rodzeństwo Bellefleurów mieszkało w całkiem dużym, dwupiętrowym, przedwojennym domu, niegdysiejszej atrakcji turystycznej, położonym przy najładniejszej ulicy w najlepszej dzielnicy Bon Temps. Wszystkie domy na Magnolia Creek Road łączył park, przez który płynął strumień tu i tam przecinany dekoracyjnymi mostkami. Droga biegła po obu jego stronach. Było na niej też parę innych starych domów, ale wszystkie były w lepszym stanie, niż ten, w którym mieszkali Bellefleurowie, nazywany Belle Rive. Był on zbyt duży dla Portii, prawniczki, i Andy’ego, policjanta – nie byli w stanie go utrzymać. Jednak ich babcia, Caroline, uparcie nie chciała się zgodzić na sprzedanie go.

Portia odebrała po drugim sygnale.

– Portia, tu Sookie Stackhouse – zaczęłam. Musiałam podnieść głos ze względu na odgłosy dochodzące z baru.

– Dzwonisz z pracy?

– Tak, Andy tu jest i jest już mocno wstawiony. Wzięłam jego kluczyki. Możesz po niego przyjechać?

– Andy za dużo wypił? To dziwne. Jasne, będę za dziesięć minut – obiecała i rozłączyła się.

– Słodka z ciebie dziewczyna, Sookie – powiedział nieoczekiwanie Andy.

Skończył drinka, którego mu przyniosłam. Zabrałam szklankę z jego pola widzenia i miałam nadzieję, że nie poprosi o więcej.

– Dzięki, Andy – odparłam. – Też jesteś okej.

– Gdzie twój… chłopak?

– Tutaj – powiedział chłodny głos i Bill Compton zjawił się tuż za plecami Andy’ego.

Uśmiechnęłam się do niego nad opadającą głową Andy’ego. Bill miał około pięciu stóp i dziesięciu cali wzrostu [1], ciemne włosy i oczy. Miał też szerokie ramiona i umięśnione ręce kogoś, kto przez lata pracował fizycznie. Bill pracował na farmie z ojcem, a potem sam, aż do momentu, kiedy został żołnierzem na wojnie. Oczywiście chodzi o wojnę secesyjną.

– Hej, V.B.! – zawołał Micah, mąż Charlsie Tooten.

Bill uprzejmie przywitał się gestem ręki.

– Bry wieczór, wampirze Billu – powiedział grzecznie mój brat Jason.

Zdawało się, że Jason, który nie myślał o przyjęciu Billa do rodziny ze szczególnym entuzjazmem, zmienił nastawienie. Miałam nadzieję, że tak już zostanie.

– Bill, jesteś w porządku, jak na krwiopijcę – stwierdził autorytatywnie Andy, obracając się na stołku barowym, żeby spojrzeć na Billa.

Uznałam, że Andy jest bardziej pijany, niż do tej pory sądziłam, ponieważ w innym wypadku nigdy nie wypowiadałby się tak entuzjastycznie o zaakceptowaniu wampirów jako części amerykańskiego społeczeństwa.

– Dzięki – powiedział sucho Bill. – Nie jesteś taki zły, jak na Bellefleura.

Oparł się o kontuar i pocałował mnie. Jego usta były równie chłodne, jak jego głos. Trzeba do tego przywyknąć; tak samo, jak do tego, że kiedy się kładzie głowę na jego piersi – nie słychać bicia serca.

– Dobry wieczór, kochanie – powiedział swoim niskim głosem.

Podałam mu szklankę sztucznej, wynalezionej przez Japończyków B Rh-, którą wypił od razu, a potem oblizał usta. Od razu wyglądał mniej blado.

– Jak poszło spotkanie? – zapytałam.

Bill był w Shreveport większą część nocy.

– Później ci opowiem.

Miałam nadzieję, że jego historia będzie mniej przygnębiająca niż ta, którą wyczytałam w myślach Andy’ego.

– Okej. Byłabym wdzięczna, gdybyś pomógł Portii zapakować Andy’ego do jej wozu. Właśnie tu idzie – powiedziałam i pomachałam głową w stronę drzwi.

вернуться

[1] Jedna stopa to 30,48cm; jeden cal to 2,54 cm; czyli łącznie 177,8cm.