Выбрать главу

Danielle i Holly podeszły do nas, a po chwili dołączył Sam, który właśnie wybierał się do śmietnika na tyłach baru z workiem śmieci z gabinetu.

– Nie wyglądał tak… To znaczy samochód nie wyglądał na taki…

– Poplamiony?

– Tak.

– Andy myśli, że został zabity gdzieś indziej.

– Fuj – stwierdziła Holly. – Nie mówmy o tym, to za wiele jak dla mnie.

Terry zerknął ponad moim ramieniem na obie kobiety. Nie przepadał za nimi, choć nie wiedziałam dlaczego i niespecjalnie mnie to interesowało. Starałam się zostawiać ludziom trochę prywatności, zwłaszcza teraz, kiedy nauczyłam się lepiej kontrolować swoje zdolności. Usłyszałam, że Danielle i Holly odchodzą.

– Portia przyjechała po Andy’ego wczorajszej nocy? – zapytał.

– Tak, zadzwoniłam po nią. Nie był w stanie prowadzić. Chociaż myślę, że wolałby, żebym mu pozwoliła.

Czułam, że nigdy nie będę numerem jeden na liście popularności Andy’ego Bellefleura.

– Miała problem z zapakowaniem go do auta?

– Bill jej pomógł.

– Wampir Bill? Twój facet?

– Tak.

– Mam nadzieję, że jej nie przestraszył – powiedział Terry, jakby zapominając, że nadal tam jestem.

Na mojej twarzy pojawił się grymas.

– Nie ma żadnego powodu, dla którego Bill miałby kiedykolwiek straszyć Portię Bellefleur – stwierdziłam i coś w sposobie, w jaki to powiedziałam, spowodowało, że zaczęłam przebijać się przez mgłę jego prywatnych myśli.

– Portia nie jest tak twarda, jak wszyscy sądzą – odpowiedział. – Chociaż z drugiej strony ty sama wydajesz się słodka, chociaż w skrywasz rogatą duszę.

– Nie wiem, czy powinno mi to schlebiać, czy też powinnam walnąć cię w nos.

– To mam na myśli. Ile kobiet, albo mężczyzn, to bez różnicy, powiedziałoby coś takiego do kogoś takiego jak ja?

I Terry się uśmiechnął w taki sposób, w jaki mógłby się uśmiechnąć duch. Do tej pory nie miałam pojęcia, że Terry aż w takim stopniu zdaje sobie sprawę z tego, że jest uważany za szalonego.

Wspięłam się na palce i cmoknęłam go w poorany bliznami policzek, żeby pokazać, że się go nie boję. Kiedy już to zrobiłam, zorientowałam się, że to nie do końca prawda. Pod pewnymi warunkami mogłabym się go bać. Terry tymczasem założył fartuch kucharski i zaczął przygotowywać kuchnię. Pozostali wrócili do swoich zajęć. Nie martwiłam się, że będę musiała długo pracować – kończyłam zmianę o osiemnastej, żeby przygotować się do wyjazdu do Shreveport z Billem. Miałam wyrzuty sumienia, że Sam zapłacił mi za dzisiejszy dzień, choć znaczną jego część spędziłam czekając na okazję, by popracować; chociaż z drugiej strony, sprzątanie magazynu i gabinetu Sama mogło się liczyć jako ciężka praca.

Gdy tylko policja odblokowała wjazd na parking, w barze natychmiast pojawiły się tłumy. Andy i Portia byli wśród pierwszych, którzy weszli; zauważyłam, że Terry obserwował ich z kuchni. Pomachali mu, a on odpowiedział na ich powitanie. Zastanawiałam się, jak blisko są ze sobą naprawdę spokrewnieni – nie byli kuzynami pierwszego stopnia, tego byłam pewna. Oczywiście tu, w Bon Temps, można nazywać kogoś kuzynem nawet, jeśli nie jest się z nim spokrewnionym. Po tym, jak moi rodzice zginęli w czasie powodzi (woda zerwała most, na którym znajdował się ich samochód), przyjaciółka mamy starała się odwiedzać mnie co tydzień czy dwa i przynosić mi jakiś prezent; całe życie mówiłam na nią ciocia Patty.

Kiedy miałam czas, odpowiadałam na pytania klientów, jednocześnie serwując im hamburgery, sałatki, filety z kurczaka i piwo, aż poczułam się skołowana. Zerknęłam na zegarek i zorientowałam się, że powinnam już iść. W toalecie znalazłam moją zmienniczkę, Arlene, która ułożyła płomiennorude włosy (o dwa tony bardziej czerwone niż jeszcze miesiąc temu) w skomplikowane loki z tyłu głowy. Jej obcisłe spodnie miały pokazać całemu światu, że zgubiła siedem funtów [2]. Arlene była czterokrotnie zamężna i właśnie szukała piątego męża.

Przez kilka minut rozmawiałyśmy o morderstwie, potem przekazałam jej informacje o tym, co się dzieje w mojej części sali. W końcu zabrałam torebkę z gabinetu Sama i wyszłam tylnymi drzwiami. Gdy dotarłam do domu, nie było jeszcze ciemno. Mój dom znajduje się w lesie, jest oddalony od często uczęszczanej gminnej drogi o ćwierć mili. To stary budynek, niektóre jego fragmenty mają ponad sto czterdzieści lat, ale tak wiele w nim zmieniano i dobudowywano, że nie liczył się już jako przedwojenny, ale jako zwykły stary dom. Moja babcia, Adele Hale Stackhouse, zostawiła mi go, a ja starałam się o niego dbać. Bill starał się mnie namówić, bym przeprowadziła się do niego (jego dom znajdował się na wzgórzu, tuż za cmentarzem, obok którego mieszkałam), ale nie chciałam zostawiać mojego własnego kąta.

Zdjęłam strój kelnerki i otworzyłam szafę. Skoro wybieraliśmy się do Shreveport w sprawach wampirów, Bill pewnie chciałby, żebym się ładnie ubrała. Nie rozumiałam tego – nie chciał, by ktokolwiek się do mnie podwalał, ale zawsze chciał, żebym wyglądała ładnie, kiedy szliśmy do Fangtasii, klubu dla wampirów, często odwiedzanego przez turystów.

Faceci!

Nie mogłam się zdecydować, więc postanowiłam najpierw wziąć prysznic.

Myślenie o Fangtasii zawsze mnie stresowało. Wampir, który był właścicielem, zajmował bardzo wysoką pozycję w wampirzej hierarchii. Kiedy wampiry odkryły mój talent, stałam się dla nich niezwykle cenną zdobyczą. Tylko zdecydowane wejście Billa w ich struktury organizacyjne zapewniało mi bezpieczeństwo – to znaczy mogłam żyć tam, gdzie chciałam, czy pracować w dowolnie wybranym zawodzie. Jednakże w zamian za to bezpieczeństwo nadal byłam zobowiązana odpowiadać na ich każde wezwanie i korzystać ze swojej telepatii, by pomóc wampirom. Łagodniejsze od tych dawniej stosowanych (tortury i przemoc) metody były tym, czego potrzebowały.

Gorąca woda spływająca mi po plecach natychmiast sprawiła, że poczułam się lepiej; udało mi się nawet odprężyć.

– Mogę dołączyć?

– Cholera, Bill!

Moje serce biło jak szalone. Oparłam się o ścianę prysznica.

– Wybacz, kochanie. Nie słyszałaś, że drzwi od łazienki się otwierają?

– Nie. Czemu nie możesz zawołać „Skarbie, już jestem” czy coś?

– Wybacz – powtórzył, ale nie brzmiało to szczególnie szczerze. – Potrzebujesz kogoś, kto umyłby ci plecy?

– Nie, dzięki – syknęłam. – Nie jestem w odpowiednim nastroju.

Bill się uśmiechnął (dzięki czemu mogłam zobaczyć, że jego kły są schowane) i zasunął prysznicową zasłonkę.

Kiedy wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem, leżał na łóżku, a jego buty stały równo na dywaniku przed stolikiem nocnym. Miał na sobie granatową koszulę z długim rękawem i bojówki, skarpetki dobrał pod kolor koszulki. Jego ciemnobrązowe włosy były zaczesane do tyłu, a baczki wyglądały retro.

Cóż, w końcu wampiry były bardziej retro, niż większość ludzi mogła sobie wyobrazić.

Bill miał wysokie czoło i prosty nos, w ogóle jego twarz wyglądała,jak te, które miały greckie posągi – przynajmniej te z nich, których zdjęcia widziałam. Umarł kilka lat po zakończeniu wojny secesyjnej (albo, jak nazywała tę wojnę moja babcia, agresji północy na południe).

– Jaki jest plan na dzisiejszy wieczór? – zapytałam. – Interesy czy przyjemności?

– Przebywanie z tobą jest zawsze przyjemnością – odpowiedział Bill.

– Z jakiego powodu jedziemy do Shreveport? – zapytałam wprost, słysząc tę wymijającą odpowiedź.

– Zostaliśmy wezwani.

– Przez?

– Erica oczywiście.

Teraz, kiedy Bill został śledczym Obszaru Piątego, musiał współpracować z Erikiem, ale był też pod jego ochroną. Znaczyło to, że jeśli ktoś zaatakuje Billa, automatycznie stanie się też wrogiem Erica, ale także, że własność Billa była święta dla Erica. Wliczając w to mnie. Nie byłam wstrząśnięta uznaniem mnie za własność Billa, to było lepsze od innych możliwości.

вернуться

[2] Jeden funt to 0,453592 kilograma.