Выбрать главу

— Działo elektromagnetyczne! Działo elektromagnetyczne, powtarzam. Nic innego się nie nadaje. Nic innego nie da nam takiego zasięgu, takiej prędkości wylotowej, szybkostrzelności, takich zapasów amunicji, takich…

Aha, Johannes Mueller znów zabiera głos, pomyślał Prael.

— To daj mi działo elektromagnetyczne — odparł Henschel, waląc pięścią w stół, zresztą nie po raz pierwszy. — Powiedz mi, jak je zbudować. Powiedz, jak zrobić, żeby się nie paliło. Skąd wziąć moc. I powiedz mi, jak to wszystko zrobić w tej chwili!

— Ba! — odparował Mueller. — To wszystko można załatwić. W inżynierii połowa problemu to jego zdefiniowanie. A ty właśnie to zrobiłeś.

— Tak — zgodził się Henschel. — Ale druga połowa to rozwiązanie, a na to nie mamy czasu.

— Nie wiemy, czy nie mamy — upierał się Mueller.

— Ale, przyjacielu — ustąpił w końcu Henschel — nie wiemy też, czy go mamy.

Mueller westchnął, niechętnie się zgadzając. Rzeczywiście nie wiedzieli, czy wystarczy im czasu.

— Skończyliście panowie wydzierać się na siebie? — spytał Prael.

Mueller odwrócił się plecami do Henschela i wyrzucił obie ręce w górę.

— Tak, Karl?

— Mam nowe wiadomości, i to sporo. Zacznijmy od tego.

Prael zaczął rozdawać egzemplarze pozszywanych papierów.

— Zapadła decyzja w sprawie specyfikacji. Wygląda to tak, i właśnie to zaprojektujemy.

Starszy, brodaty jegomość o twarzy zoranej zmarszczkami od lat spędzonych na powietrzu nachylił się nad dokumentacją.

— Odrzucili pomysł zasilania każdego koła napędowego, prawda?

— Tak, Franz, odrzucili. Odrzucili też… — Prael pomyślał z irytacją o tysiącach zielonych protestujących pod fabryką. — Odrzucili też zasilanie reaktorem jądrowym.

— Co? To niedorzeczne — odezwał się Reinhard Schlüssel, członek zespołu odpowiedzialny za napęd. — Nie możemy tego napędzać czymś mniejszym niż reaktor. To albo antymateria.

— Możemy, musimy, napędzimy — odparł Mueller. — Gaz ziemny. Da radę.

— Widzę, że zgodzili się przynajmniej na pancerz MBA — zauważył Stephan Breitenbach ze swojego miejsca za zawalonym papierami biurkiem. Skrót MBA oznaczał molibden, bor, aluminium.

— Ograniczone MBA, Stephan. To draństwo jest za drogie i za trudne do wyprodukowania, by użyć go do czegoś więcej niż wzmacniania zwykłego pancerza.

Breitenbach wzruszył ramionami na uwagę Henschela. Lepsze to niż nic. A zmniejszona w ten sposób waga oznaczała, że gaz ziemny może się okazać odpowiednim paliwem.

— Jeszcze jedna wiadomość, być może zła — powiedział Prael ze złośliwym uśmiechem. — Przysyłają nam doradcę. Właściwie nawet dwóch. Jednym jest facet, który właśnie wrócił z planety Diess, Oberst[12] Kiel. Będzie tu najdalej za kilka tygodni. Drugim jest…

Drzwi krypty otworzyły się. Do środka wszedł sztywnym i władczym krokiem wysoki, szczupły mężczyzna, ubrany w szary mundur Bundeswehry pod czarnym skórzanym płaszczem i noszący insygnia generała porucznika Panzertruppen. Wyglądał jednak zbyt młodo, by być…

— Panowie, mam przyjemność przedstawić panom Generalleutnanta Waltera Mühlenkampfa, niegdyś z Reichswehry, Freikorps, la Armada de Espańa, Wehrmachtu i Waffen SS. Teraz siorbie z koryta Bundeswehry. Widzę, że sam pan do nas trafił, Herr General.

Berlin, Niemcy, 28 grudnia 2004

Kanzler jeszcze nie przyszedł. Wydawało się niemożliwe, by zabłądził w tym mieście, swoim mieście.

Rinteel się wściekał, na tyle, na ile Indowy może się wściekać. Przez cały cykl księżycowy czasu ludzi czekał na sposobność prywatnej rozmowy z przywódcą tych Niemców. Ilu zginie przez tę zwłokę? O ile bardziej sprawa, czy wiele spraw, będzie narażona na niebezpieczeństwo?

Czy to jego ludzcy… strażnicy? Tak, to na pewno byli strażnicy. Mimo to traktowali go z obojętnością. Co dziwne, przysadzisty, porośnięty zielonym futrem obcy o twarzy nietoperza czuł się przez to pewniej. Nic na tym świecie nie przyprawiało Indowy, nawet odważnego — a Rinteel był wśród swoich uważany za nadnaturalnie dzielnego — o atak paniki bardziej, niż widok wyszczerzonych mięsożernych kłów, które tubylcy pokazywali jako oznakę radości.

Na szczęście ludzie z BND nigdy się nie uśmiechali. Dlatego Indowy musiał się martwić tylko o ich jednotorowe myślenie, o ich ledwie tłumioną wrodzoną agresję. To wystarczyło.

W obecności tych barbarzyńskich mięsożerców Rinteel nie mógł nawet wyładować swojej frustracji przez chodzenie. Mógł tylko cierpliwie czekać na przybycie kanclerza.

Bad Tolz, Niemcy, 28 grudnia 2004

W odludnym Kaserne, niegdyś domu elitarnych jednostek od niemieckich Schützstaffeln po amerykańskie Siły Specjalne, Hans Brasche patrzył sceptycznie na szeregi nowo przybyłych przerażonych jak króliki rekrutów, szurających nogami w kolejce po przydział kwater i oddziałów szkoleniowych.

Wyglądają na silniejszych i zdrowszych niż moje pokolenie. Ale pewnie lepiej się odżywiali. Nie przeżyli Depresji, nie przeżyli skutków brytyjskiej blokady. Wirtschaftwunder[13] dobrze im zrobił.

A mimo to oczy mają wodniste, cerę bladą. Nie ma w nich twardości, nie ma zaciętości. Za dużo tłuszczu. Jak mamy zrobić cegły bez słomy?

Hans odwrócił wzrok od swoich podwładnych i rozejrzał się po Kaserne. Amerykanie dobrze o wszystko dbali. Niewiele się tu zmieniło, pomyślał, od czasów, kiedy sam tu byłem jako dwudziestolatek.

— Und so, chcecie zostać oficerami Waffen SS, tak? — spytał surowo wyglądający Oberscharsführer sztywno stojących w szeregu i pełnych nadziei chłopców z Junkerschule[14].

Ja niczego nie chcę, pomyślał Hans Brasche, pilnując, by się nie odezwać. Tylko tego, żeby ojciec nie bił matki za moje niepowodzenia, za które ją wini. To on chciał, żebym się tu znalazł, nie ja. Dlatego muszę tutaj być, dla niej.

— By zasługiwać na dowodzenie żołnierzami SS — ciągnął podoficer — musicie stać się twardsi niż stal Kruppa, bardziej bezlitośni niż lodowiec, niewzruszeni jak otaczające nas góry.

Podoficer wskazał teatralnym gestem wznoszące się ze wszystkich stron bawarskie Alpy.

— W SS nie ma miejsca na podwójną lojalność. Dlatego niech wszyscy, którzy nie odeszli jeszcze z kościoła, wystąpią.

Hans, wraz z ponad połową grupy, posłusznie wystąpił przed szereg. Zza pleców podoficera wyszła gromada szeregowców — jeden w drugiego chłopy jak byki.

Hans nie zobaczył nawet pięści, która go znokautowała.

Tutaj tak się nie da, pomyślał, wracając do teraźniejszości. Te dzieciaki w ogóle nie rozumieją, co to jest Bóg. Chyba że znajdowałby się między nogami ich dziewczyn… albo pokazywali go w telewizji. Nie ma w nich niewinności, nie ma naiwności. Nie mają symboli. Nie mają nadziei ani wiary. W nic.

Cegły bez słomy.

Może generał będzie miał odpowiedź. Zostało nam jeszcze kilka dni.

вернуться

12

„Najwyższy”. Pułkownik.

вернуться

13

Cud Gospodarczy; odbudowa Niemiec po drugiej wojnie światowej.

вернуться

14

Szkoła podoficerska Waffen, inaczej zbrojnego SS.